Czy ty mnie lubisz?

Wydaje się oczywiste, że osobę niewidomą z jej psem przewodnikiem łączy głęboka więź. W przeważającej większości przypadków tak naprawdę jest. Jednak bywa, że te relacje są bardziej skomplikowane, niż to się powszechnie przyjmuje za pewnik. Czasem sami wpędzamy się w niepotrzebne stresy zakładając, że świat jest prosty i pewne zachowania czy odczucia mieć ?powinniśmy?. 

Zresztą często możemy wysłuchać czy przeczytać entuzjastyczne relacje z pierwszego spotkania (?od razu go pokochałem?, ?od razu poczułam, że mój pies jest wspaniały!?). Nic w tym złego ? przekazywanie czy wzajemne poznawanie się z psem przewodnikiem to niesamowite przeżycie, niesłychanie mocnym piętnem odciskające się na późniejszym życiu, toteż takie emocjonalne podejście wydaje się czymś naturalnym. 

Rzecz w tym, czy potem przestawimy się na tryb konstruktywnego rozwiązywania problemów (a że się one pojawią, to oczywiste ? jak to w życiu…) czy pozostaniemy w sferze czysto emocjonalnej właśnie. A to nie rokuje najlepiej. Bo w razie jakiegoś kłopotu znów włączą się wyłącznie uczucia ? a to żal do psa (że miał być idealny, a nie jest), a to narastające rozdrażnienie czy frustracja… 

Ktoś, kto nie miał dotąd kontaktu z psami, porusza się po niepewnym gruncie. Nie wie tak do końca, czy jakieś psie zachowanie mieści się w granicach normy, czy też, że ten konkretny pies robi coś ?dziwnego?. Może się pojawić brak naturalności w kontakcie ze zwierzakiem ? gdy wszystkie jego działania zaczniemy analizować, zastanawiać się nad naszymi reakcjami i tak dalej. Na drugim biegunie mamy sytuację traktowania zwierzęcia jak ?ludzika?, pokrytego futrem, czworonogiego, ale jednak ludzika z całym sposobem pojmowania rzeczywistości, ludzką inteligencją, tylko nieumiejącego mówić; wtedy prosta droga do przypisywania zwierzęciu złośliwości, uporu, chęci drażnienia się i innych tego typu ludzkich cech. 

Odpowiedzią na te problemy jest po prostu odpowiednie przygotowanie osoby niewidomej na przyjęcie psa ? wytłumaczenie jej, jak ?działa? ten gatunek, czego się po psie można spodziewać, w jaki sposób odbiera on świat. 

To sfera intelektualna: dostaniemy wiadomości, przyswoimy je, spróbujemy je wykorzystywać w praktyce. Pozostaje jednak nadal sfera emocji. 

Najczęściej osoba niewidoma dostaje wyszkolonego psa przewodnika, który jest już w miarę dorosły ? nie mamy do czynienia ze słodkim szczeniątkiem, które z wolna poznajemy, tu stoi obok nas kawał psiska, które ma nam pomagać, ma się stać częścią naszego życia. 

Zdarza się, że na początku ? po pierwszym okresie wybuchu entuzjazmu albo nawet bez tego etapu ? czujemy, że… nic nie czujemy do naszego psa. No i momentalnie rodzi się poczucie winy, przecież pies, przecież nieoceniony pomocnik, przecież należy go co najmniej lubić, wszyscy opowiadają o głębokiej więzi, może to z nami coś nie tak, przyznać się, nie przyznać, co z tym fantem robić, wręcz wpadamy w panikę. Spokojnie, ta fascynująca nowa istota, która weszła do naszego życia tę więź z nami nawiąże, dajmy tylko i sobie, i jej trochę czasu. Czasu na nieuniknione wypadki przy pracy, na wzajemne docieranie się, na naukę odczytywania naszych sygnałów. Nie mówię tu nawet o pracy, tylko w wszelkich sferach życia: o spacerach, o najprostszym wspólnym pobycie w mieszkaniu, o akceptacji rodziny i przyjaciół. 

Jedną z gorszych rzeczy, jaka się jednak może zdarzyć, jest sytuacja, w której za problemy i kłopoty wynikające np. z niedoszkolenia (zdarza się), nieumiejętności dogadania się z psem, naszych zawyżonych oczekiwań itd. zaczynamy winić psa personalnie. To znaczy, nie potrafimy odnaleźć istoty problemu (pies nie zaznacza schodów tak, jakbyśmy chcieli, skomle rankami, gdy słyszy, że się obudziliśmy, to tylko przykłady ? są tysiące ważnych i mniej ważnych kwestii które wymagają po prostu przepracowania) a jedynie stwierdzamy, że nasz pies miał być inny, nie odpowiada nam. Trudno wtedy takiego zwierzaka polubić, o akceptacji raczej też możemy zapomnieć. Okazuje się, że nasz pies jest nieudany albo rasa nie taka, albo linia hodowlana to jakaś pomyłka… 

Osobna kwestia to przypadek kogoś, kto miał już psa czy psy, zwłaszcza gdy któryś z nich pełnił też funkcję przewodnika, nie tylko domowego towarzysza. Absolutnie naturalną dla rodzaju ludzkiego rzeczą jest porównywanie: ?Reks w takiej sytuacji robił to a to. A ten nowy zachowuje się inaczej!? ? wzdychamy. 

Dobrze sobie w takich chwilach uzmysłowić, że nasz poprzedni pies był z nami bardzo długo. Podczas kilku czy nawet kilkunastu lat, kiedy byliśmy razem, nasz pies zmieniał się, ewoluował, uczyliśmy go różnych mniej czy bardziej przydatnych komend, dopasowywaliśmy się do siebie wzajemnie. Najsilniej pamiętamy naszego poprzedniego psa z tego ostatniego okresu, kiedy byliśmy już zgraną parą. Na dodatek Reks w tym czasie był już dojrzały, może osiągnął nawet mocno starszy wiek. Taki zwierzak zachowuje się siłą rzeczy inaczej niż młody i w pełni sprawny następca, który właśnie liże nas po ręce. 

Upływ czasu powoduje także nieraz idealizowanie wydarzeń czy osób. Dość wspomnieć przypadek nieutulonej w żalu wdowy, która bardzo często wspomina idealnego męża zgasłego przedwcześnie ? my zaś dziwujemy się bardzo, pamiętając owo bardzo wybuchowe małżeństwo, w którego życiu od czasu do czasu uczestniczyliśmy… Po prostu czas zaciera złe wspomnienia, uwypuklając raczej te dobre. 

Reasumując: dajmy szansę nowemu przybyszowi. Pozwólmy sobie polubić go, bez żadnej ujmy dla poprzednika. Wiele trudności można pokonać, jeżeli akceptujemy naszego psa ? nie tylko akceptujemy, ale lubimy. Podstawą wszelkich działań powinna być dobra relacja z psem. Szkolenie, zmiany zachowań, ich modelowanie ? to wszystko w gruncie rzeczy jest tylko nadbudowa. 

Autor: Paulina Łukaszewska