Rozmowa z prof. Edwardem Wylęgałą

Z innej perspektywy − z prof. Edwardem Wylęgałą rozmawia Judyta Watoła

Czasami taki pacjent potrzebuje też nadziei. Nigdy jej nie odbieram. Bo jeżeli teraz nie da się pomóc, to może znajdzie się jakaś metoda za dziesięć albo dwadzieścia lat. […] Zawsze za to mówię prawdę, jak teraz jest.

Osoba, która w dorosłym wieku traci wzrok, ma trudniej niż osoba, która urodziła się niewidoma?

Tak. Osobie niewidomej od urodzenia wyostrzają się od razu pozostałe zmysły i to pomoże jej w codziennym funkcjonowaniu. Osoba, która traci wzrok w ciągu życia, tak wyostrzonych zmysłów nie ma. Inna rzecz, że widzieć można się nauczyć tylko w pierwszych miesiącach życia. Przyczyna tkwi w mózgu. Oczy to tylko kamera, z której impuls płynie do mózgu, i dopiero mózg odczytuje obraz widziany przez tę kamerę. Jest więc kluczowy. Nauczenie się przez mózg widzenia to jak aktywowanie karty do bankomatu, z tą różnicą, że jest na to tylko sześć miesięcy od urodzenia. Dlatego dzieciom z wrodzonym zmętnieniem rogówki przeszczepiamy ją w pierwszych miesiącach życia. W przeciwnym razie będą poważnie niedowidzieć, zachowają poczucie światła, ale nie będą rozróżniały kształtów. Podobnie, kiedy dziecko rodzi się z obuoczną zaćmą. Należy ją usunąć w ciągu pierwszych kilku tygodni życia.

Dlaczego, jeżeli wyleczymy oczy w starszym wieku, to mózg nie nauczy się już przetwarzać obrazu?

Nie wiemy. Prowadzone były badania kliniczne, w których sprawdzano plastyczność mózgu pod tym kątem. Uczestnikom podawano doustnie leki, które miały być „dopingiem” dla mózgu, a następnie stymulowano bodźcami świetlnymi siatkówkę, żeby udrożnić drogi przewodzenia bodźców wzrokowych. Nic to jednak nie dało. Na tym etapie rozwoju nauki i wiedzy nie jesteśmy w stanie w późniejszym wieku nauczyć mózgu widzenia.

A na ile jest on plastyczny, jeśli chodzi o pozostałe zmysły? Czy osoba ociemniała może je sobie wyostrzyć do stopnia, w jakim działają u osoby niewidomej od urodzenia?

Na pewno mózg wiele może się nauczyć. Byłem świadkiem, jak na koncercie Andrea Bocelli podrzucał w górę na rękach swoją córkę, może wówczas dziewięcioletnią. Patrzyłem przejęty, ale on robił to całkiem pewnie. Miał oznaczony na podłodze ciąg komunikacyjny. Jedną stopą wciąż sprawdzał, czy stoi we właściwym miejscu. Mówię o tym, bo Bocelli stracił wzrok w wieku kilkunastu lat. Miał wrodzoną jaskrę, ale – choć słabo – to jeszcze widział. Uraz podczas gry w piłkę sprawił, że całkowicie ociemniał. A więc można.

Profesor Andrzej Szczeklik, słynny lekarz, uważał wbrew powszechnemu mniemaniu, że to słuch jest dla nas ważniejszy, ale to może dlatego, że sam miał słuch absolutny. Przestrojenie się i uważniejsze postrzeganie świata innymi zmysłami niż wzrok, czyli słuchem, dotykiem, węchem i smakiem, jest jak najbardziej możliwe. Oczywiście, u osoby niewidomej od urodzenia ośrodki tych zmysłów w mózgu będą bardzo dobrze rozwinięte. U osoby ociemniałej – nie, bo tego nie potrzebowała wcześniej. Adaptacja mózgu do nowych warunków też będzie przebiegać wolniej, ale cały czas jest możliwa. Dotyczy to zwłaszcza osób, którym jakieś resztki widzenia pozostały. Miałem ostatnio pacjenta, który urodził się z hipoplazją nerwu wzrokowego. W jednym oku miał już tylko poczucia światła, w drugim – dwa procent widzenia. Czyli nie widział prawie nic, może tylko rozpoznawał bardzo duże litery. A jednak u mnie w gabinecie poruszał się jak normalnie widzący człowiek. Nikt, kto by nie wiedział o jego chorobie, nie powiedziałby, że jest osobą prawie niewidzącą.

Niektórzy tracą wzrok stopniowo, inni w jednej chwili.

Tak, to również ma ogromny wpływ. Są osoby tracące wzrok w wyniku chorób degeneracyjnych nerwu wzrokowego, na przykład jaskry. Gaśnie im światło, ale dzieje się to stopniowo i one mają czas nauczyć się funkcjonować w zmienionych warunkach. Nagłe zaniewidzenie – na przykład z powodu zamknięcia tętnic unaczyniających nerw wzrokowy – to najtrudniejsza sytuacja. Takie osoby potrzebują pomocy nie tyle okulisty, co innych specjalistów, którzy pomogą im nauczyć się normalnego funkcjonowania. Taki był przypadek siostry Róży Czackiej, która założyła ośrodek w Laskach i upowszechniła w Polsce alfabet Braille’a.

Widzący na ogół nie uświadamiają sobie, że wiele osób niewidomych nie przestaje troszczyć się o swoje oczy. Muszą je zakraplać, łykać tabletki, chodzić do okulisty. Dlaczego niewidzące oczy trzeba leczyć?

Po pierwsze, oko zawsze jeszcze może boleć, chcemy więc temu zaradzić. Po drugie, często chodzi o to, żeby jeszcze o coś zawalczyć, na przykład choćby o nikłe poczucie światła. To jednak daje pewien komfort rozróżnienia, czy mamy dzień czy noc, bo w siatkówce są fotoreceptory niebieskiego światła odpowiedzialne za cykl dobowy naszego organizmu.

Osoby niewidome regularnie więc chodzą do okulisty na kontrolę. W czasie takiej wizyty bardzo ważna jest rozmowa z pacjentem. Między innymi dlatego, że teraz to słuch jest dla niego podstawowym zmysłem. Czasami taki pacjent potrzebuje też nadziei. Nigdy jej nie odbieram. Bo jeżeli teraz nie da się pomóc, to może znajdzie się jakaś metoda za dziesięć albo dwadzieścia lat. Przykład? U dzieci urodzonych przedwcześnie może rozwinąć się choroba siatkówki, która także prowadzi do utraty widzenia. Postęp medycyny w ostatnich dwudziestu latach odmienił jednak ich sytuację i obecnie większości z nich udaje się pomóc dzięki zabiegom z użyciem lasera i lekom wstrzykiwanym do wnętrza oka.

Zawsze za to mówię prawdę, jak teraz jest. Jeśli więc ktoś widzi tylko jeden procent, to będziemy walczyć o utrzymanie tego jednego procenta.

Ważne też, żeby unikać zbędnych zabiegów operacyjnych. Nie ma sensu usuwać osobie ociemniałej zaćmę, kiedy nie ma ona szans na jakiekolwiek widzenie z całkiem innych powodów. Taki zabieg jest tylko po to, by szpital mógł się wykazać w NFZ i dostać za to pieniądze. Pacjent nie ma z niego pożytku. Oczywiście, mogą zaistnieć wskazania medyczne do usunięcia takiej zaćmy, na przykład zwichnięcie soczewki wraz ze wzrostem ciśnienia, jest to jednak niezwykle rzadkie.

Jak częste powinny być wizyty u okulisty?

W przypadku jaskry kontrola powinna odbywać się cztery razy w roku. Jeśli udaje nam się utrzymać prawidłowe ciśnienie w oku, a mimo to pole widzenia się zmniejsza, można przeprowadzić laserowy zabieg, by próbować powstrzymać ten proces.

Ważne jest to, co już powiedziałem, czyli walka o utrzymanie resztek widzenia. Tego uczyła kiedyś prof. Ariadna Gierek-Łapińska, słynna okulistka. Powtarzała nam, że dla nas jeden procent to może być niewiele, ale dla pacjenta to wszystko, co ma. I ona o ten jeden procent walczyła, żeby chory zachował choć poczucie światła.

Inny mój nauczyciel powtarzał: „Nie wszystkich wyleczymy, ale nigdy nie wolno zostawić pacjenta samemu sobie”. Niewidomy pacjent może kiedyś zrezygnować z okulisty. Okulista z pacjenta – nigdy.

Rozmawiała Judyta Watoła, „Gazeta Wyborcza”

*Prof. dr hab. n. med. Edward Wylęgała, jeden z najbardziej znanych i cenionych polskich okulistów, prorektor ds. rozwoju i technologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego. Przeprowadził ponad dwa tysiące transplantacji rogówki. Jest profesorem wizytującym na Università degli Studi di Messina we Włoszech oraz w Hebei Eye Hospital Xingtaii w Chinach – jednym z największych ośrodków okulistycznych na świecie. Obecnie – kierownik Kliniki Okulistyki Okręgowego Szpitala Kolejowego w Katowicach.