W świecie widzących

Osoby widzące okazują często gotowość udzielania pomocy niewidomym, ale nie zawsze wiedzą, jak postąpić, żeby ta pomoc była rzeczywiście przydatna. Nie zawsze też pytają osobę niewidzącą, czy oczekuje w danym momencie jakiegoś wsparcia. Tymczasem takie pytanie jest ważne, bo nieproszone i niechciane wtargnięcie w czyjeś życie, nawet jeśli dzieje się to tylko przez chwilę, nie przynosi zwykle niczego dobrego.

Zdarza się, że niewidomi z rozmaitych przyczyn nie chcą lub nie potrafią skorzystać z pomocy oferowanej przez kogoś, nawet bardzo dyspozycyjnego i kompetentnego. Osoby niewidome, zwłaszcza te mniej mobilne, często potrzebują dokształcenia, jak korzystać ze wsparcia. Drugi człowiek, chociaż niekiedy może być zagrożeniem, przede wszystkim jest dla każdego z nas wielką szansą. Obszary niewiedzy, nieufności, strachu są ogromne i można je odnaleźć zarówno wśród osób z dysfunkcją wzroku, jak i pośród tych, którzy z widzeniem nie mają najmniejszych kłopotów. Istniejące w świadomości znaki zapytania i nieufność nie tylko można, ale wręcz trzeba niwelować i nie wiąże się to z ogromnymi, trudnymi do przeprowadzenia, przedsięwzięciami. Należy tylko zacząć działać w tym kierunku i to zacząć od najmłodszych. Bardzo ważne jest wprowadzanie odpowiednich zajęć instruktażowo-uświadamiających do szkół, wiadomo przecież, że czym skorupka za młodu nasiąknie? Podobne programy bardzo przydałyby się także w rozmaitych instytucjach użytku publicznego, odwiedzanych przez wszystkich, a więc również przez niewidomych. Potrzeba przekazywania takich informacji stała się dla mnie motywacją podjęcia i ukończenia studiów podyplomowych z zakresu kształcenia integracyjnego w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.

Teraz zaś, w Fundacji Vis Maior, organizujemy dla ludzi widzących warsztaty zwiększające empatię wobec niepełnosprawnych wzrokowo. Uczyłam się w szkołach masowych i dlatego, kiedy podejmowałam pierwsze prace zawodowe, nie byłam zestresowana i nie miałam kompleksów w kontakcie z ludźmi widzącymi. Przyjaciele i współpracownicy znali moje możliwości, a klienci wiedzieli, że mam wykształcenie psychologiczne i skupiali się na sprawach, z którymi do mnie przyszli. Jednak gdy jestem anonimową osobą niewidomą, oznakowaną białą laską albo psem przewodnikiem, czuję, jak wielka przepaść w sferze wzajemnego zrozumienia tkwi pomiędzy dwoma światami: ludzi widzących i niewidomych. Wiem, że jako niewidzący funkcjonujemy w roli mniejszości, a więc stosują się do nas zasady socjologiczne związane z istnieniem mitów i stereotypów. Ludzie uważają np., wbrew realiom, że mamy wszyscy genialny słuch fizjologiczny i muzyczny. Uproszczenia powstają także wskutek subiektywnych obserwacji i doświadczeń poczynionych przez konkretnego człowieka, pozostającego w relacji z przypadkowymi osobami niewidomymi. Jeśli w przeszłości ktoś spotkał niewidomego: alkoholika, agresywnego, geniusza, to te jego cechy będzie przenosił na kolejno napotkanych niepełnosprawnych wzrokowo. Tak funkcjonują subiektywne uogólnienia. Psują one otwarte relacje między tymi dwoma światami.

Studiując wspólnie z osobami pełnosprawnymi, zaprzyjaźniamy się z nimi, jak to zwykle bywa wśród braci studenckiej. Trochę jednak czasu musi minąć, zanim wzajemnie przezwyciężymy stereotypy, a koledzy oswoją się z naszym sposobem ?widzenia? i przeżywania świata. Lubiłam wielu z nich i korzystałam nieraz z koleżeńskiej pomocy. Brałam oczywiście inicjatywę we własne ręce, gdyż każdy gdzieś się spieszy i czasu mu nie starcza. Prosiłam przykładowo o nagranie na kasecie magnetofonowej konkretnej książki, bo wtedy jeszcze nie było komputerów w powszechnym użyciu. Gdy ktoś mi odmówił, nie miałam żalu, bo wiedziałam, że traktuje mnie zwyczajnie, a nie litościwie. Ci czasem odmawiający byli w ważnych sprawach na ogół niezawodni. Uczyłam się pokory i umiejętności proszenia. Coraz częściej słyszałam propozycję wspólnej nauki albo wyjścia do kina na film, który trzeba było mi audiodeskrybować. Dokładnie tak samo, kiedy mieszkamy na jakimś osiedlu w jakiejś miejscowości, możemy mieć nadzieję, że ludzie stopniowo oswoją się z nami. Moi sąsiedzi w centrum stolicy także przyzwyczaili się do mnie i umiejętnie mi pomagają, ale mogę na nich liczyć dopiero po przekroczeniu wejściowej bramy na podwórko. Kilka kroków dalej, na ulicy spotykam na ogół turystów, dla których zetknięcie się ze mną i moim psem jest swego rodzaju sensacją. Eksperymentują i próbują za wszelką cenę pomagać, choć tego nie potrzebuję. Chodzę z psem przewodnikiem, jestem zrehabilitowana i do mnie należy decyzja, czy skorzystać z pomocy. Trudne nieraz bywa uwolnienie się od niej. Zdarza się, że niektóre osoby niewidome, nawet nie potrzebując wsparcia, ulegają, bo chcą docenić dobre intencje przechodnia. Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli ktoś bez pytania i dyskusji zabiera się do prowadzenia niewidomego, na ogół po prostu oczekuje takiego podporządkowania. Jest to związane ze schematami myślowymi na temat niewidomych, jakie funkcjonują wśród ludzi widzących.

Moja przyjaciółka zatrzymała się kiedyś w swoim samochodzie przed pasami, choć nie mogła bezpośrednio zareagować, czuła się zbulwersowana formą ?udzielania pomocy? osobie niewidomej. Obserwowała, jak przez ulicę przechodziła niewidząca kobieta w asyście psa przewodnika. W pewnym momencie podszedł do niej mężczyzna i zaczął ją pchać przed sobą. Na dodatek, nie mówiąc nic, dmuchał jej w twarz dymem papierosowym. Kobieta szła coraz szybciej, dostosowując się do jego tempa, a pies przewodnik dreptał ciągnięty na smyczy. Taka ?pomoc? mogła wzbudzać wręcz oburzenie.

Na szczęście zwykle zdarza się, że ludzie wspierający nas są pomysłowi i wrażliwi. Zapewne nie tylko ja spotykam się w sklepie z sytuacją, kiedy osoba pomagająca mi chętnie informuje, co leży na półkach, w którą stronę skręcić, żeby pozyskać przestrzeń i móc wydać psu komendę. Osoba taka, zapytana o jakiś asortyment, np. banany, odpowiada z uśmiechem: ?Są, ale jakby ich nie było. Proszę nie kupować?. I ciszej dodaje: ?Trochę czarne?. Zdarzają się również sytuacje, kiedy ktoś, nie chcąc nam pomagać czy też nie mając czasu, zmusza się jednak do tego, bo nie wypada mu odmówić. To daje się odczuć jako coś nieprzyjemnego, gorszego niż odmowa.

Zasady asertywności, z których naprawdę warto korzystać, mówią, że ważny jest jasny komunikat (pytanie i odpowiedź). Ta teoria zakłada liczenie się obu stron kontaktu z prawami drugiej osoby. Natomiast jeśli ktoś realizuje wobec nas swoje pomysły i nie jest dla niego ważne, co my naprawdę chcemy, to na ogół reagujemy na dwa sposoby: kategorycznie odmowny (agresywny) lub uległy. Dla otoczenia niejednokrotnie użycie przez nas słowa ?nie? jest już odczytywane jako agresja. Jednak agresja w tym wypadku polega na braniu pod uwagę własnych praw, a uległość wyłącznie praw innego człowieka. Trzeba szukać złotego środka. Można mieć przygotowane różne warianty sposobów reagowania i dobierać je zależnie od sytuacji.

Doświadczenia z wzajemnych kontaktów osób niewidomych z widzącymi są na pewno najróżniejsze, niektóre cieszą, inne wywołują ból. Dobrym sposobem na szukanie równowagi wewnętrznej jest kontaktowanie się z osobami, które mają podobne przeżycia. Udzielają nam wsparcia oraz zrozumienia. Możemy się z nimi wspólnie posmucić lub pośmiać z tego, co nas spotkało, i oczywiście z własnych reakcji. To daje poczucie dystansu, doznania swoistej akceptacji i zrozumienia, które pozwalają odnaleźć się w świecie widzących. W naszym wspólnym świecie.