Moja droga do niezależności

Osoba dorosła, samodzielna i niezależna ? niby coś oczywistego, ale jednak nie zawsze? Moja historia pokazuje, że czasem trzeba pokonać długą drogę ku niezależnemu życiu.

Jestem osobą niewidomą. To dla mnie tak naturalne, że zapominam o tym wspomnieć. Pewnie i teraz nic bym na ten temat nie powiedziała, tyle że wtedy całe opowiadanie nie miałoby wielkiego sensu.

Kilka lat wcześniej skończyłam studia. Pracowałam jako tłumacz w bibliotece wyższej uczelni. Ogólnie lubiłam swoją pracę, ale wykonywałam ją w domu, a to czasem bywało niełatwe i dość monotonne. Mieszkałam z rodziną, owszem, bardzo przyjemnie, jednak coraz trudniej mi było pogodzić się z tym, że prawie nigdzie nie potrafiłam dotrzeć samodzielnie. Przecież to oczywiste, że czasem chciałam pójść gdzieś, gdzie wolałabym być sama.

Od zawsze lubiłam zwierzęta, szczególnie psy. Dlatego marzyłam, żeby mieć psa przewodnika. Wiele słyszałam o tym, jak bardzo taki pies pomaga. Długo się zastanawiałam, rozmyślałam, rozważając wszystkie za i przeciw. W końcu zdecydowałam się pojechać na szkolenie dla kandydatów na właścicieli psów przewodników, organizowane przez Fundację Vis Maior z Warszawy. Pozytywnie przeszłam weryfikację i wreszcie upragniona decyzja: dostaniesz psa. Od tej pory nie mogłam się doczekać. Często dzwoniłam do Fundacji, dopytując, czy już coś wiadomo o psiaku dla mnie. Kiedy pewnego zimowego dnia dowiedziałam się, który pies zostanie moim przewodnikiem, kiedy usłyszałam jego imię i to, że wkrótce go zobaczę, z radości przestał mnie boleć bardzo chory ząb.

Wkrótce nadeszło nasze pierwsze spotkanie. Nigdy go nie zapomnę! To niesamowite oczekiwanie na chwilę przed pierwszym pogłaskaniem mojego psa to coś po prostu nie do opisania!

Na początku nauki poruszania się z psem było mi trochę dziwnie: jak to, nie trzymam w ręku białej laski, nie sprawdzam nią terenu przed sobą?! Przecież na pewno zaraz w coś wejdę, o coś się potknę, uderzę, spadnę ze schodów! Nie mogłam uwierzyć, że pies potrafi oceniać otoczenie i reagować na moje komendy. Myślałam też, że ja na pewno, ale to na pewno, nie nauczę się rozumieć mowy psiego ciała.

Na szczęście, szybko przekonałam się, że żaden z moich czarnych scenariuszy się nie sprawdza i że stanowimy z Brysiem coraz lepiej zgraną parę. Już wiedziałam, że pies da mi upragnioną niezależność. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że praca z psem przewodnikiem będzie czymś przełomowym w moim życiu. Wyobrażałam sobie, że nadal będę mieszkać z rodziną, z tą różnicą, że zyskam możliwość samodzielnych podróży po moim rodzinnym mieście. Nic bardziej mylnego!

Już w czasie, kiedy czekałam na psa, straciłam pracę. Przykra sprawa. Wiedziałam, że pracę muszę mieć. Złożyłam więc dokumenty do firmy, która oferowała monotonną pracę przez internet. Lepsza taka niż żadna ? pomyślałam ? a w międzyczasie będę szukać czegoś innego. Nie zdążyłam jednak zacząć w tej ?internetowej? firmie, ponieważ dostałam propozycję współpracy z Fundacją Vis Maior, tą samą, z której miałam otrzymać psa przewodnika.

Zostałam redaktorem strony internetowej, pracowałam zdalnie, tzn. przez internet. Ale co to za redaktor strony, który nie jest na miejscu i o każdą informację musi zdobywać przez e-mail lub telefonicznie. Takie dopytywanie utrudnia życie pracownikom biura, którzy przecież mają dużo ważniejszych spraw niż ciągłe opisywanie i wyjaśnianie itd.

Uznałam więc, że moja praca w Fundacji to doskonała okazja, by spróbować samodzielnego życia w prawie obcym mieście, tym bardziej że z samodzielnym poruszaniem się nie miałam już takich problemów jak dawniej.

Oczywiście, moja rodzina była przeciwna, ponieważ bała się, że coś może mi się stać, że zwyczajnie mogę sobie nie poradzić? Samodzielne życie to nie tylko dojazdy z domu do pracy, ale zakupy, pranie, sprzątanie, gotowanie i mnóstwo innych spraw. Moje pierwsze miejsce zamieszkania nazwałam ?przedszkolem samodzielności?, bo wynajmowałam mieszkanie z dwoma widzącymi, bardzo sympatycznymi dziewczynami, które w każdej chwili mogły służyć ?okiem?. I rzeczywiście, niejednokrotnie pomagały mi, ucząc na przykład drogi na nieznany przystanek, ale i ja starałam się im pomóc, myjąc za nie naczynia w naszej wspólnej kuchni. Niejeden wieczór spędziłyśmy przemiło na opowiadaniu różnych dowcipów. Koleżanki uczyły mnie też gotować, bo do tej pory z gotowaniem znałam się ?ze słyszenia?. Zaczęłam od bardzo prostych potraw i teraz chętnie gotuję, a co ważniejsze, bardzo lubię eksperymentować w kuchni. To nie jest takie straszne, jakby się mogło z początku wydawać. Jeśli tylko mam wszystkie rzeczy na swoim miejscu i nie muszę się śpieszyć, to gotowanie naprawdę sprawia mi przyjemność. Były różne wpadki, tego nie da się uniknąć, np. mój pierwszy sos koperkowy przypominał klej, choć smakował całkiem nieźle. Zdarzały się też zupy, które były podobne do drugiego dania, jednak nie zrażam się.

Z zakupami też nie miałam większych kłopotów. Jakoś tak zawsze się składało, że w każdym z trzech miejsc, w których do tej pory w Warszawie mieszkałam, były sklepy samoobsługowe. Trudno raczej krążyć między półkami jak duch i samodzielnie szukać produktów, bo można wtedy narazić sklep na ogromne straty, a poza tym, jak odróżnić śmietanę od jogurtu czy kefiru, jeśli nie widzi się napisu. W dwóch marketach pomagały mi sympatyczne panie, natomiast w trzecim przeważali panowie ochroniarze, podobno przystojni. Jeden powiedział nawet, że gdybym przyszła na zakupy i potrzebowała pomocy, to mam prosić pana Artura. Pech chciał, że akurat były to ostatnie moje zakupy w tamtym sklepie, bo na drugi dzień miałam już przeprowadzić się do innej dzielnicy.

Panowie przekonywali nawet innych klientów, że ten pies bezwzględnie musi wejść do sklepu i że nie można mu przeszkadzać, bo ?jest w pracy tak jak ja?. Jednak chodziłam też czasem do małych sklepów, w których towar podawały sprzedawczynie. Pamiętam niewielką piekarenkę na Ochocie. Część produktów stała tam na podłodze i mój sprytny psiak pewnego dnia, zaraz po wejściu, zanim zdążyłam się w ogóle zorientować, złapał ciastko francuskie.

O radościach i trudach samodzielnego życia mogę opowiadać bardzo wiele, ale nie chciałabym zanudzać czytelników. Na koniec powiem tylko, że żyjąc i mieszkając samodzielnie i niezależnie, czuję się jak każda inna osoba dorosła. Jak wszyscy muszę pójść do pracy, pomyśleć o zakupach, sprzątaniu, praniu… Wiem, wiem, poruszam się inaczej i sporo innych rzeczy robię inaczej, ale właśnie to, że potrafię, jest wspaniałe!

Autor: Joanna Witkowska